piątek, maja 26, 2006

Mała Masa Krytyczna

Dzisiejszego piątkowego dnia, dość słonecznego, acz wietrznego, odbyła się Rowerowa Masa Krytyczna. Obyła się gładko i bez przeszkód, co zresztą jest już normą ;)
Ale od początku:Jak zwykle, o 18:20 rowerzyści z poznania zebrali się pod ratuszem, a właściwie garstka rowerzystów. Było nas około 35, nie wiem, dokładnie, bo nie potrafię oszacować „na oko”, a nie liczyłem.

Jeśli czyta to ktoś, kto był, a ma dokładniejsze dane, polecam dopisać się do komentarzy i mnie sprostować ;) Ja jako ja, na masie byłem sam, czyli nikt znajomy, z wyjątkiem kilku twarzy, które pamięta się z poprzednich mas się nie stawił... Niektórzy mieli zajęcia, inni zapomnieli, jeszcze inni, wykręcali się kompletnie dla mnie niezrozumiałym pobudkami ;) A byli i tacy co pracowali, lub zwyczajnie mieszkają za daleko by się stawić na czas... Ot życie ;)

Krótki opis masy, czyli mały przegląd trasy.

Jak już wyżej napisałem, zaczęliśmy od rynku, po czym ulicą Szkolną, do Podgórnej, za którą po skręceniu w Marcinkowskiego, dopadło nas czerwone światło.
Po odstaniu (jak zwykle za długiej chwili ;)) poprzez ulicę 27 Grudnia, dotarliśmy do ścieżki rowerowej na Fredry, z której skwapliwie skorzystaliśmy. Po podjechaniu pod Most Teatralny, skręciliśmy w lewo, na Roosvelta i ze spokojem, skromnie, bo prawie jednym pasem, wtargnęliśmy (taaak, to chyba dobre słowo ;)) do Ronda Kaponiera


Nie obyło się bez kilku kółek wokół tegoż ronda, co jak zwykle rozsierdzało kierowców i dawało pretekst do nadużywania dzwonka tramwajarzom. Niestety była nas naprawdę garstka... Pamiętam ze bywały masy, gdy na rondzie, kolumna rowerzystów zamykała się tworząc okalający je pierścień... No w trzydzieści parę osób, raczej trudno osiągnąć ten efekt :P
Z ronda, udaliśmy się w stronę Mostu Dworcowego. Przed samym mostem, na światłach, udało mi się nakręcić telefonem filmik, którego głównym, choć mało widocznym bohaterem, jest koleś, który to już nie pierwszy zresztą raz, na masie pojawił się ze sporym bębnem :) Chwała mu za to ;)

klik--> Człowiek z bębnem <--klik

Po zwleczeniu się z mostu dworcowego (tak, „zwleczeniu”, jazdą bym tego nie nazwał, gdyż piesi na chodniku obok byli chyba szybsi), wtoczyliśmy się spokojnie na Królowej Jadwigi. Tam sympatyczny epizod: jeden z dwóch „młodych_gniewnych_w_czapkach_z_daszkiem_i_dresowych_spodniach”, w sędziwym wieku lat może 17-stu, nie mogąc przejść po pasach, przez które to akurat my się przemieszczaliśmy, po chwili (zapewne bolesnej, co wynikało z wyrazu jego twarzy) refleksji, wydał z siebie okrzyk „precz z kaczyńskim!!” (tak, na pewno „kaczyńskim” krzyczał z małej litery, słyszałem wyraźnie, bo byłem blisko), czym wywołał ogólna wesołość masowiczów :) Miło z jego strony, ale akurat nie przeciw temu „manifestujemy” tocząc się po ulicach rowerami ;)Z Królowej Jadwigi, skręciliśmy w Garbary, by z nich, od razu odbić w Krakowską, wzdłuż której, aż po sam deptak ciągnie się ścieżka rowerowa. I tym razem skorzystaliśmy z tejże ścieżki. A później, po przejechaniu deptakiem, gdzie wzbudziliśmy pewne zainteresowanie przechodniów, odbiliśmy w ulicę Podgórną, by z niej, skręcić we Wrocławska i tą udać się miejsca startu, czyli pod Ratusz na Starym Rynku

I to chyba tyle jeśli idzie o majową Masę Krytyczną. Na pewne wyróżnienie zasługuje na pewno starszy pan na równie „starszym” rowerze, który prócz, co widać na załączonym obrazku sporej anteny i radia CB, posiada także działające światła stopu :D Pomysłowość ludzka, jak widać nie zna granic ;) I to już chyba naprawdę wszystko. Dziękuje tym którzy byli, żałuję iż niektórzy nie byli... Ale wszystko jest do nadrobienia za miesiąc, a dokładniej trzydziestego czerwca, gdy jak w każdy ostatni piątek miesiąca, zbiorą się o 18:20 pod ratuszem rowerzyści, by wyruszyć na miasto i ten jeden wieczór w miesiącu być góra na poznańskich ulicach.
Do zobaczenia za miesiąc ;)
A do poczytania niebawem ;)

P.s.

Jeśli komuś mało zdjęć i ma ochotę na to narzekać, to z góry mówię, że mogę je podać via mail, wystarczy tylko się ze mną skontaktować, kto bystry, będzie potrafił to zrobić ;)
Nie umieszczałem ich tutaj, bo tak mała masa, naprawdę nie jest ani spektakularna, ani wybitnie fotogeniczna... Posted by Picasa

Etykiety:

czwartek, maja 18, 2006

Mokry łazarz

Wyszedłem dziś na rower, z założeniem, iż wrócę do domu, grubo po 23. W planie, miałem odwiedzenie Sakurexa, w jej odległej i zielonej Mosinie, krótką wizytę u Ra i w końcu nocne lądowanie u Seby, w celu: zrobi parę zdjęć po zmroku, prawdziwym aparatem.. Niestety w drodze do Mosiny, rozpadało się na dobre... Nie żebym bał się deszczu, ale nie zawsze ma się ochotę moknąc do cna... Zatrzymałem się na nieużywanym przystanku przy ul. Hetmańskiej. I siedziałem czekając, aż deszcz zelżeje na tyle, by wracanie do domu miało sens. Doczekałem się, ale jak to u mnie bywa, nie potrafiłem ot tak wrócić. Jako że moknąc naprawdę nie chciałem, nie wypuszczałem się daleko, podjechałem kawałek do Rynku Łazarskiego, o tej godzinie i przy tej pogodzie kompletnie pustego. Może nie tak kompletnie, bo kręciła się po nim niemrawo ekipa sprzątająca, a na jednym ze straganów ktoś spał... Nawet strzeliłem temu komuś zdjęcie, ale nie będę go tu umieszczał... Chociaż kto chce, ten je pewnie zobaczy... Ale dziwnie mi na stronie, publicznie wywalać takie fotki...

Po zwiedzeniu sobie rynku, oraz zrobieniu jeszcze kilku, co najmniej średnio udanych fotek, „ruszyłem w ulice”. By znaleźć jakiś ciekawy temat, czy cos...

Jedyne co znalazłem, to jeszcze więcej wody i rzeczy, których bez prawdziwego aparatu nie ma sensu fotografować... Ale znalazły się i takie, które „jakoś” się prezentują.
Jedna z nich jest kałuża, ciągnąca się wzdłuż ulicy Kolejowej. Trochę wody, a gdy dobrze spojrzeć, całkiem ładnie wygląda...
Gdy postanowiłem już wracać, zaplatałem się w ulice Calliera. Tam, znalazłem intrygująco wyglądająca studzienkę kanalizacyjna. Jak by to dziwnie nie brzmiało, mam nadzieje, że zdjęcie wyjaśnia, o co mi chodziło ;)
A że na narożniku Calliera i Łukaszewicza znajduje się moja podstawówka, czyli dumnie brzmiąca „Szkoła podstawowa nr 9”, nieomieszkałem i tam zajrzeć. Z kilku zrobionych tam zdjęć, zdecydowałem się wrzucić właśnie to.
Nie jeden mecz rozegrałem broniąc, lub strzelając na ta bramkę... Oczywiście w pierwszych klasach i na dużych przerwach. Bo tylko wtedy brakowało miejsca na pozostałych boiskach i grało się byle gdzie i byle czym.



I tu wyjątek, bo piąte zdjęcie w tej notce, co mi się nie zdarza.

Piąta fotką, jest inna bramka, dorzucam ją dlatego, gdyż wydaje mi się, ze razem z pierwszą, doskonale oddają klimat szkoły...



Bo taka właśnie była „dziewiątka”... Kto nigdy nie był w tej okolicy, nie zrozumie, ten, kto był, na pewno mocno odczuje tamtejszy klimat. Bo ten, jest wręcz namacalny. Potwierdzi wam to Jacek, na którym to miejsce, zrobiło z tego co pamiętam, niekorzystne wrażenie. Ale jednak wrażenie.

Co do całej notki, nie jest zabawna tak jak poprzednie... No cóż, każdy ma czasem „gorsze dni”. A skąd gorsze dni? Moja sprawa ;) Ale na pewno nakręca je dodatkowo pogoda... Bo choć lubię taką aurę, to czasem nastraja mnie nad wyraz smutocholijnie...

Do następnego ;) Posted by Picasa

wtorek, maja 16, 2006

Sprostowanie

Sprostowanie, ostatnio napisałem, iż umieszczę notkę, z wcześniejszą data niż poprzednia. Tak tez uczyniłem.
I tu sprostowanie:
Skoro nowa notka, jest starsza od najnowszej, znaczy to, że znajduje się pod starszą od tej, bo mimo ze nowa, jest starsza od tamtej. Zrozumiano? Mam nadzieję :> I zapraszam do lektury wpisu sprzed „Notki zastępczej” Miłego czytania ;)
A co do zdjęcia, nie lubię postów bez zdjęć, więc wrzucam, co mi w oko wpadnie ;) Mojego autorstwa rzecz jasna ;) Posted by Picasa

środa, maja 10, 2006

Notka zastępcza

Skarżą mi się ludzie (tak wy), że nic się tu nie dzieje... No to niewątpliwie prawda, ale naprawdę nie mam ostatnio czasu.. Postaram się na dniach nadrobić kilka ostatnich dni, podczas których wydarzyło się, cos, chociaż subiektywnie warte opisania.
A póki, co... jest godzina 2:00 i chyba napisze tu to, co napisałem do kolegi na o2, a wiec, uwaga, cytuje sam siebie: „Na liście, mam 3 (słownie trzy) dostępne osoby. Gościa, który ma kompa 24h włączonego i nawet, gdy wyjeżdża na wakacje, zostaje ze statusem „będę później” (ładne mi później... 2tyg...). Kolesia, z którym właściwie nie gadam, bo to dzieciak... I to grzeczny... Taki, co nic nie wie o życiu, ale ma własne zdanie. I Lech Wałęsa... (mógłby docenić ze napisałem z dużej litery...) No nie ważne... Ale chyba z braku towarzystwa idę spać...Wiec miłej nocy i obiecuje wstawić jakiś post, z datą wcześniejsza niż ta ;)
A! I jest jeszcze zdjęcie... No cóż.... Wrzucam je z braku laku... I chyba ot tak, żeby pochwali się, ze mam całkiem niezłe zadatki na żula (jak by było się czym chwalić...)... Ot, po prostu wydaje mi się że coś wrzucić wypada, a to powinno kogoś rozbawić... Może nawet kilku „kogosiów” ;)

Dla mniej kumatych, to czekolada, moje zęby, zazwyczaj tak nie wyglądają... Posted by Picasa

poniedziałek, maja 08, 2006

Zaległa notka

Tak jak obiecałem, oto coś z wcześniejsza data, niż „notka zastępcza”.
Zaznaczam, że wszystkie zdążenia tu opisane, są prawdziwe, ale kurcze, ze to było już jakiś czas temu, a moja pamięć jest... Eeee... Moja pamięć jest... O czym to ja pisałem?.. Aha, coś o pamięci, mówiłem ze jest... Czekaj czekaj... Niech no ja sobie przypomnę, jaka ona jest... Eeee... AAAA!! Już wiem, zawodna i niebywale dziurawa :]Więc jak już wspomniałem, moja dziurawa pamięć, mogła co nieco poprzekręcać, pogubić i takie tam... :P

Zacznę opis tego jakże barwnego dnia, od tradycyjnego początku:
Pan, którego widać na zdjęciu, jest kamerzystą WTK. Skąd u mnie przed kioskiem kamerzysta WTK? A no przyjechał z dziennikarka WTK, której cześć tylnią widać również na tym zdjęciu (tam po lewej stronie). A co robi przed moim kioskiem dziennikarka WTK? Dziennikarka WTK przeprowadza przed moim kioskiem wywiad, z kim tylko się da. A dlaczego dziennikarka WTK przeprowadza przed moim kioskiem wywiady, z kim się da? Ponieważ dzień wcześniej, zdarzyło się tam coś dziwnego... A mianowicie, jedna z pracownic pobliskiego sklepu („pobliskiego sklepu”, widzicie jak mi się udziela reporterski styl? :>) zajmującego się sprzedażą sukni ślubnych, została, podczas kupowania u mojego brata papierosów chyba, postrzelona w nogę z wiatrówki... Ot psikus... Nie mam pojęcia, po co tu z tego tytułu telewizja, ale byli, pokręcili, mnie do wywiadu nie nakłonili :> Byłem twardy i nie dałem się :> Ale musze przyznać, iż ta dziennikarka, spojrzenie miała hipnotyzujące... Naprawdę ciężko było odmówić... Gdybym nie był tak niekamerowalnym stworem, to pewnie bym się skusił :>
W każdym razie byli, powęszyli, coś tam nawet nakręcili i można to było zobaczyć w WTK. Ponoć kiosk bardzo ładnie się prezentował w tv ;) Tego samego dnia, nawiedził mnie Sakurex, wraz z Sebą. Zjawili się wprost z salonu piercingu... Kto cos sobie przekłuwał? To chyba jasne ze właśnie Sakurex :D A co sobie przekłuwała? Ozorek :D
Nie mam pojęcia, po co, ani dlaczego, ale ja w ogóle nie łapie koncepcji dziurawienia sobie języka... Widać jakiś dziwny jestem, tudzież niepostępowy :P Oczywiście Panna Agata (zwana wyżej Sakurexem), niebyła by sobą, gdyby czegoś nie wywinęła, czy tez w tym wypadku bardziej pasuje słowo „wykręciła” :] Wyobraźcie sobie, że ten świeżo założony kolczyk, jakimś cudem się rozkręcił. A dokładniej odkręciła się jego dolna cześć, ot mała kuleczka, z dziurka i gwintem. Jakoś dzielna Sakura nie potrafiła poradzić sobie sama, wiec z pomocą ruszył jej Seba, biegły w technikach medycznych, po ostatniej M.A.S.H’o –manii (tu krótkie sprostowanie: Kolega Sebastian, ściągnął wszystkie odcinki serialu M.A.S.H, poczym namiętnie je oglądał, wielokrotnie wciągu paru dni, ot czasowe skrzywienie). Cały (no prawie cały...), blisko trzy minutowy zapis tego porywającego i trzymającego w napięciu zdarzenia, obfitującego w nagłe zwroty akcji, niekonwencjonalne rozwiązania, oraz oryginalną ścieżkę dźwiękową, bogata fabułę, doskonałe scenografie i niebanalne dialogi, możecie zobaczyć tutaj:

klik --> Opercja na Sakurowym języku <-- klik


A to zdjęcie bohatera dnia, który narażając własne zdrowie, przede wszystkim psychiczne, podjął się zmagania z Sakurowym językiem i jego kolczykiem. Siedzi, dumny z siebie, promieniujący chwała i dumą, zerkający przewrotnie w bok i wypatrujący kolejnego zadania, które umożliwi mu wykazanie się swoim heroizmem, odwagą, oraz wszechstronną i jakże świeża wiedzą paremedyczną, połączoną z ciętym dowcipem.
Dzień ten, zakończyłem miłym, acz nie wolnym od przykrych akcentów, występujących pod postacią hord meszek i komarów spacerem. Zdjęć zrobiłem więcej niż jedno, które tu dodaje, ale jak wiecie, jestem ograniczony miejscem. Może kiedyś, gdy dorobię się konkretnego aparatu, pobawię się z zakładanie porządnej galerii na jakimś wielkim serwisie. Ale teraz, dopóki fotki są robione telefonem, wydaje mi się to bezsensowne
I od tego momentu, postaram się być na bieżąco, niestety nie mogę obiecać, że mi się to uda, ale starać się będę na pewno. Więc notki powinny pojawiać się, co około 2-3 dni.
Więc do poczytania ;) Posted by Picasa