sobota, lipca 15, 2006

Pobiedziska

Mimo dość dokuczliwego upału, postanowiłem się wybrać „gdziekolwiek” rowerkiem. Jako że cierpię na chroniczny brak pomysłów w tej materii (nie licząc kilku przebłysków, które zazwyczaj zapominam, nim zdążę wprowadzić w życie...), postanowiłem sprawdzić, co też w zeszłym roku z Jackiem zrobiliśmy źle, że do Pobiedzisk jechaliśmy ponad 60km, kiedy szlak rowerowy, którego się ponoć trzymaliśmy, na tym odcinku ma kilometrów zaledwie trzydzieści...

Zaopatrzywszy się standardowo, w zamarzniętą litrową butelkę wody mineralnej i przed, przedostanie 10zl, około godziny piętnastej, ruszyłem w drogę.

Szlak rowerowy, rozpoczyna się na Malcie, więc co oczywiste, właśnie tam się skierowałem. I tu, pierwszy miły akcent który wziąłem za dobry znak. Był nim autobus

Budzący miłe wspomnienia i skojarzenia „ogórek”, stał sobie spokojnie zaparkowany przy Moście Rocha, czekając na pędząca w jego kierunku młodą parę. Widok naprawdę niecodzienny i wprowadzający, w każdym razie mnie, w dobry nastrój :)

Na, właściwie za Maltą, złapałem trop, zwany również „czarnym szlakiem” . Tutaj ciekawostka. Zaraz za, a właściwie to chyba jeszcze „w” Antoninku, szlak ten, prowadzi pod pewnym wiaduktem


Nie było by w tym nic dziwnego, w końcu nie raz ścieżki rowerowe nie raz prowadzą różnymi tunelami, czy przejściami podziemnymi

Ale interesująco się robi, gdy zerknąć i uważniej przyjrzeć się, zdjęciu poniżej.

W prawym górnym rogu, troszkę niestety ciemnym, widać namalowane na filarze oznaczenie szlaku. Jeśli się dobrze przyjrzeć, strzałka, która widnieje pod rowerkiem, pokazuje „w lewo”. Teraz wystarczy tylko podążyć za nią wzrokiem. Wyraźnie pokazuje schody, prawda? Czy to pomyłka? Bynajmniej :D O tym możecie się przekonać zerkając na następne zdjęcie

Jak widać fantazja niektórych projektantów i ludzi wytaczających szlaki, często przekracza granice pojmowania zwyczajnych śmiertelników :) Najdziwniejsze jest to, że może 200m za tym przejściem, bo przejazdem bym tego nie nazwał, jest może trzystu metrowy odcinek, chyba najlepszej ścieżki rowerowej w okolicach Poznania. Tak dla kontrastu...

Dalej było już w miarę normalnie :) I znalazłem miejsce, w który to wraz z Jackiem, obraliśmy zły kierunek i zamiast w stronę Uzarzewa, skręciliśmy w drogę do Swarzędza.

Przez dalszą drogę, praktycznie nie robiłem zdjęć. Jechało mi się nad wyraz przyjemnie i lekko, więc nie zatrzymywałem się. Nawet zdjęcie zrobiłem nie podczas zjazdy ;)

A pierwszy przystanek, zrobiłem dopiero w Pobiedziskach Letnisku, gdzie z braku powerade’a, kupiłem sobie półlitrową, mrożoną, zieloną herbatę i zadzwoniłem do kuzyna, z zapytaniem, czy jest może w domu. Jako że nie odbierał, uznałem po prostu, że go nie ma i ruszyłem w stronę że tak powiem „Pobiedzisk właściwych”, w nadziei, iż chociaż Hanię i Łukasza uda mi się w domu zastać.

Jak widać na poniższym zdjęciu – udało się :)

Malec przyczepiony do Hani ramienia, to nie Łukasz, Łukasz, to kuzyn, który w poprzednim poście zmagał się z kanapką :) To jest Grześ, Hani bratanek. Bystry i pogodny malec :)

Przesiedziałem w tym towarzystwie może pół godziny, a może czterdzieści minut, po czym udałem się z powrotem w kierunku Poznania. Po drodze zadzwoniłem do mamy, która nim wjechałem w Pobiedziskie lasy, dzwoniła i pytała czy zjawię się na działce, w celu skonsumowania grillowanej kiełbasy. Wtedy, powiedziałem że raczej nie, teraz, zadzwoniłem zapytać, czy jeśli zdążę przed dziewiętnastą, to mam po co na działkę przyjeżdżać. Okazało się, że tak ;) Więc zamiast w domu, wylądowałem na ogródku gdzie solidnie posiliłem się grillowaną kiełbasa, z dodatkiem tzatziki :) Pychota :D

A później był już tylko powrót rowerem, przez miasto, które złośliwie nie chciało ze mną współpracować i mimo mojego pełnego brzucha i przejechanych siedemdziesięciu kilometrów, cały czas było pod górkę – złośliwe... ;)

I to na tyle, ot dzień jak każdy inny...
Do następnego, znów mam nadzieje wcześniejszego prędzej niż myślicie ;)

9 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Znam to miejsce - ten wiadukt!!! Ale kompletnie o nim zapomniałam. A zdziwiłam się nie mniej niż Ty :]
Pozdr.

2:42 AM  
Blogger Pompon said...

Ojej, przypominam ze wtedy miales gorsza kondycje, wiec bonusowe 30km. wyszlo Ci tylko na zdrowie:)

8:54 PM  
Blogger Sakur said...

Tadolu jadowita podla zmijo. Korzystajac z okazji, iz bloga tego przepieknego, tak uroczo sie czytajacego odwiedza Trojca SSP (Syrenka, Sakur, Pompon) chcialabym serdecznie zaprosic tych wlasnie mlodych i uroczych ludzi (wraz z bloggerem oczywiscie) na dzialke ma, co by bylo o czym pisac.

Cieszycie sie?

11:20 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Hehe,tak sobie tu zajrzałam i musze przyznać ze masz bardzo ciekawego bloga... :) baaardzo optymistyczny, tak trzymać!! Pozdrawiam :)

11:55 PM  
Anonymous Anonimowy said...

i tu tez mnie nie pamietaja :( nie wracam do polski zatem :) ale bloga bede odwiedzac - moze :P

12:22 AM  
Blogger Tandol said...

Moro... Bo sie dorobisz wlasnej notki :> Jak kolega Marcin :>

I kim jest anonim? Strasznie mnie to intryguje, wiec poprosze o jakis podpis ;)

4:07 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Gdyby anonim sie podpisał nie było by tak intrygująco... :P oj, uzupełnij blog bo coś jak tu wpadam to nic nowego, nie zebym była wymagająca.... ale napewno coś ciekawego sie działo :P hehe, pozdrawiam!

10:29 PM  
Blogger Tandol said...

Ze tez kobitety zawsze musza byc takimi intrygujacymi, intrygantkami, to intrygujace... ;)
Mam nadzieje ze kiedys jednak dowiem sie, kim jestes ;)
A wpis sie szykuje, bo dzialo sie naprawde sporo ;) W ciagu dwuch dni, powinien sie pojawic, doloze wszelkich staran, by tak bylo ;)

12:16 PM  
Blogger Sakur said...

Tandol...nie żebym była niecierpliwa ale...

GDZIE JEST NOWA NOTKAAAAA??!!

12:00 PM  

Prześlij komentarz

<< Home