piątek, czerwca 30, 2006

Troszkę większa Rowerowa Masa Krytyczna

Co się działo od rana – nie istotne, powiem tylko tyle, że miło zaskoczyły mnie właściwie wszystkie panie, w urzędzie pracy na Czarneckiego. Nie dość że uprzejme, to niektóre jeszcze wyjątkowo ładne. No wiem, świat stanął na głowie, skoro mamy instytucje państwowe, do których wchodzi się bez strachu, a wychodzi po chwili, gdy już się zostanie szybko i fachowo obsłużonym. Do teraz nie mogę się otrząsnąć z szoku... Szczególnie, przez to, że odwiedziłem dziś moje byłe miejsce pracy, a właściwie jego księgowość i dział kadr, gdzie nic nie uległo tak drastycznym zmianom. Tam, cały czas byłem starym, dobrym i oczywiście niechcianym intruzem, dla którego trzeba coś zrobić, „bo taka praca” :P

Ale nie o tym miało być, miało być o Rowerowej Masie Krytycznej, która jak co miesiąc odbyła się w ostatni patek miesiąca (dziwne, jak trudno niektórym zapamiętać ta zasadę...).
Ku memu zaskoczeniu, pomiędzy rozsianymi tu i ówdzie kilkuosobowymi grupkami rowerzystów, krążył Marcin Hyła, wraz z kamerzystą i dźwiękowcem. Mimo że zależy mi na promowaniu Masy, ten widok wcale mnie nie ucieszył... Dlaczego? Dlatego, że pieszych pod ratuszem było więcej niż rowerzystów. Jak zwykle i nie po raz ostatni tego dnia, nie liczyłem, więc tylko „na oko” mogę powiedzieć, że rowerzystów czekających na Mase, było około dwudziestu... Zwyczajnie zrobiło mi się wstyd... Żeby na Masie Krytycznej, w „punkcie zbornym”, na 5 - 10 minut przed ruszeniem, rowerzystów trzeba było szukać wśród pieszych... Heh... Nie mam pojęcia dlaczego tak nas mało... W zeszłym roku, o tym mniej więcej czasie, było nas ponad dwustu...


I tak sobie stałem, wstydziłem się, kontemplując w wolnych chwilach, fakt, Iż po raz kolejny, z moich znajomych, stawili się tylko nikt, z nikim, oraz pewnie jak zwykle później dołączający nikt...

Myliłem się, tym razem pojawił się Martinez i to nie sam, bo z kolegą i dwiema koleżankami, za co, jestem mu niezmiernie wdzięczny (interpretujcie dowolnie ;)).

Około 18:30 ruszyliśmy. Do tego czasu zebrało się nas około sześćdziesięciu osób, co imponującym wynikiem nie jest, ale zdecydowanie lepszym, niż poprzednim razem. Z Rynku wyjechaliśmy, jak zwykle ulicą Szkolną, odbijając z niej w Podgórną.

I dalej w prawo na Aleję Marcinkowskiego, z której skręciliśmy w 27 Grudnia.






I od tego miejsca, opis robi się skomplikowany. Powiem szczerze, że nie wiem, czy potrafię dokładnie z pamięci odtworzyć przebyta trasę, ale mam nadzieję, że jeśli gdzieś się pomylę, zostanę w komentarzach poprawiony ;)

Z rzeczonego 27 Grudnia, odbiliśmy w Kantaka i dalej, co raczej oczywiste Św. Marcin. Gdy już myślałem, że dotrzemy do Ronda Kaponiera, skręciliśmy w Al. Niepodległości


Spotkaliśmy tam policyjnego volkswagena, zwanego potocznie...Lodówą :P Jechaliśmy za nim chwilkę, czując się prawie jak pod eskortą :P Nasi dzielni stróże prawa, postanowili skręcić w ulicę Libelta. No bynajmniej nie czuliśmy się gorsi i odbiliśmy za nimi :)

A z Libelta, w Roosvelta,



która dotoczyliśmy się do upragnionej Kaponiery :) Dlaczego upragnionej? Nie mam pojęcia, ale mam wrażenie, że właśnie jeżdżenie dookoła ronda, jest najprzyjemniejszą częścią każdego masowego przejazdu ;)

Po kilkakrotnym okrążeniu tegoż ronda, odbiliśmy nie wiedzieć czemu w ulicę Zwierzyniecką, od tego momentu rozpoczęła się najdziwniejsza część przejazdu.

Ciekawscy zapytają, dlaczego najdziwniejsza, już tłumaczę. Jak zapewne wszystkim wiadomo, a jeśli komuś niewiadomo, to niech wie, że celem Rowerowych Mas Krytycznych, jest pokazanie się w mieście, w ruchu ulicznym, by kierowcy jak i piesi, dostrzegli nas, rowerzystów, by władze nas dostrzegły, by ścieżek rowerowych było więcej, by... A co ja będę tłumaczył kto chętny niech kliknie i poczyta KLIK.

W każdym razie, powinno być nas widać, tak z ulic i wnętrza blachosmrodów, jak i z chodników. Ulice, które zaraz wymienię, moim skromnym zdaniem nie spełniają tych kryteriów. Były to, po wyjechaniu ze Zwierzynieckiej: Kraszewskiego, która ulicą dość ruchliwą jest, lecz niestety brukowaną, no i daleko tąże ulicą nie zajechaliśmy, gdyż przyszło nam skręcić w pobliską Sienkiewicza, tą do Mickiewicza i gdy wszyscy byli pełni nadziei, że czeka nas jeszcze jeden przejazd przez kaponierę, zboczyliśmy w Słowackiego. Ulicę Słowackiego przejechaliśmy całą, czyli właśnie od Mickiewicza, aż do ul. Ks. Wawrzyniaka. Z niej, w Dąbrowskiego, co pomysłem złym nie było, czego nie można powiedzieć, o szybkim zjechaniu z niej, w Polną... Ale to nam na złe nie wyszło, gdyż z Polnej, wtoczyliśmy się spokojnie w Bukowską, która do przejazdu Masy Krytycznej, nadaje się wręcz znakomicie ;)

Później była Szylinga,

czyli przedłużenie Matejki, z której skręciliśmy w Wyspiańskiego i dalej w „moja” Głogowską, dziwnie opustoszała mimo nie tak znów późnej godziny. Skoro już toczyliśmy się spokojnie Głogowską, nie mogło się obejść, bez skręcenia w Most Dworcowy i przyjemny, choć jak na Masę za szybki, nim zjazd. Moim zdaniem za szybki, bo masa chyba powinna się spokojnie toczyć i trwać jak najdłużej ;) Zaraz za Mostem, wjechaliśmy w ul. Wierzbięcice z której zawróciliśmy w Górną Wildę.

Dalszej drogi właściwie nie musiał bym opisywać, bo to tradycyjny przejazd deptakiem, i przez podgórną i Wrocławską powrót na Stary Rynek.

I to chyba na tyle, kolejna Masa zaliczona ;)

W ramach krótkiego podsumowania, powiem tylko, że w moim odczuciu, Masa była udana. Bo nawet takie wpadki jak puste i nie uczęszczane ulice, mają swoje zalety. Chociażby taką, że po prostu miło jest, kulać się spokojnie na rowerze, w miłym towarzystwie, nie zaprzątając sobie głowy samochodami itp. No i dzięki temu trwała dłużej :) Przejechaliśmy około12km, a zajęło nam to około półtorej godziny.
Tak więc szczerzę dziękuję Kamili, za całkiem niezłe prowadzenie nas, a Trotylowi, za pojawienie się, z nowymi uczestnikami i mam nadzieję, że trwałe zarażenie ich tego typu imprezami ;)

Do następnej, mam nadzieję że liczniejszej Rowerowej Masy Krytycznej ;)

Etykiety:

4 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Ty byś tylko marudził... :> 60 to nie 20 ;) A to juz jakiś postep...

11:48 AM  
Blogger Sakur said...

czarny rower...
blysk w oczach...
szara koszulka...
Tandolowa Masa Krytyczna :P

3:24 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Hehe, na Masie było SUPER, bo czy jest coś fajniejszego niz wkurzanie tych co sobie zanieczyszczają powietrze samochodami? no i oczywiście dla tej idei utworzenia dróg rowerowych których tak mało. Fajny czarny blog! Pozdrawiam! (nowa uczestniczka Masy Krytycznej)

10:31 PM  
Blogger Pompon said...

Pieprzona robota - z nią źle, a bez niej jeszcze gorzej...Na następnej masie jestem na bank, bo jeżeli nawet dalej będę pracował, to w tym czasie czekają mnie nocki:) Cieszę się również że udało się pozyskać nową uczestniczkę, którą serdecznie pozdrawiam.

8:04 PM  

Prześlij komentarz

<< Home