sobota, lipca 08, 2006

Goście przy okazji wspomnieni

Jako że dzień dzisiejszy (a gdy pisze te słowa jest 21.07.2006r), postanowiłem... No cóż... Zmarnować, ze względu na jakaś wybitnie przytłaczająca mnie pogodę, źle przespaną noc i ogólnie jakieś takie liche samopoczucie, piszę tą właśnie notkę, która wybiega wstecz, o jakieś dwa tygodnie. Można powiedzieć iż nadrabiam straty ;)
Dzień ten, nie był może zbyt godny uwagi, co prawda zjawili się goście, na darmową wyżerkę, której przykrywką były tydzień wcześniej obchodzone, lecz tego dnia odprawiane imieniny mojej mamy. Ale nie jestem pewien, czy opisywanie tego, nudnego do granic możliwości „spotkania rodzinnego”, w którym rodziny uczestniczyła mniej niż garstka, jest warte uwagi. A skoro nie jestem pewien, to i nie opiszę ;)
Mimo to, wrzucę jedno zdjęcie, które udało mi się zrobić w momencie, że tak powiem „dania hasła do ataku”.

Jak widać na załączonym obrazku, kuzyn Łukasz zaciekle smaruje pajdę chleba, jeden z wujów ubezpiecza tyły, drugi opracowuje strategie ataku na kolejne półmiski, a babcia z pełnym zapałem dyryguje całemu przedsięwzięciu, nad wybierająca przysmak ciocią.

I to tyle na temat samych imienin. Dzieciarnia goniła się z psem, ktoś zdepnął kota, ktoś inny namiętnie okupywał łazienkę.
Ale, ale. Po cos ten post powstał, tym czymś, są właściwie dwa zdjęcia, którymi chciałbym się z wami podzielić. Jak wiadomo, ostatnimi czasy, nieziemski upał, jest wręcz standardem. Tak było i tego dnia, lecz na szczęście, wieczorem, za oknem zaczęło robić się burzowo. Daleko i po cichu, co jakiś czas zawiewając chłodniejszym wiatrem. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale właśnie wtedy, cześć „imprezy”, przeniosła się na mój, mający rozmiary 1 x 2m balkon, który momentami wyglądał, jak „bukiecik” z ciasno powpychanymi łebkami spragnionych chłody gości...Gdy część z tych gości nasyciła się wątpliwie rześkim powietrzem, na balkon wyszedłem ja, by zachwycić się burzą na wieczornym niebie. Udało mi się wtedy wykonać pierwszą z napędzających ten post fotek

Muszę zaznaczyć, iż w żaden sposób przy niej nie majstrowałem. Kolory są dokładnie takie, jak uchwycił je telefon, który zresztą jak zwykle, nawet nie zbliżył się do ich prawdziwego bogactwa i głębi...I to by było pierwsze zdjęcie, drugie, jest na mój skromny gust zdecydowanie mniej atrakcyjne, ale ma w sobie to coś, głownie przez to, co przedstawia ;)

Tak, jest to błyskawica, z której to uchwycenia jestem dumy, gdyż za pomocą telefonu, jest to co najmniej trudne... Fakt faktem, że to maleństwo, jest pozostałością po olbrzymim wyładowaniu, które oczywiście prześcignęło mój refleks, telefon zostawiając jeszcze dalej w tyle... Ale udało się złapać błyskawicę? Udało! Mam zaliczone ;) Nie wiem co prawda co zaliczone, ale mam... :P

No i to chyba wszystko... Bo co tu więcej? Fotkami się pochwaliłem, imieninami wyżaliłem (bo jak by ktoś nie wiedział, wszelakiej maści spędy rodzinne, wywołują u mnie wysypkę na najważniejszym organie – mózgu znaczy się, swędzącą w dodatku wysypkę...), mogę więc śmiało obmyślać kolejny post, który powstanie, może zaraz po tym ;)
Któż to wie ;) Posted by Picasa

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Doooobrzeeee!!!!
Nie lenić się! notki pisać :P
Do nadrobienia masz ze dwa tygodnie ;)

5:07 PM  
Blogger Pompon said...

Ehhhh - ja probowalem ale nie udalo mi sie uchwycic blyskawicy, mam jednak nadzieje ze kiedys temu sprostam:)

8:52 PM  

Prześlij komentarz

<< Home